Zakwaterowanie… gdzie zatrzymać się w USA?
W ósmym dniu wyzwania #USAchallenge zapytałam Was jaki rodzaj zakwaterowania preferujecie podczas wakacji. Część osób woli spedzać czas w hotelach 5-gwiazdkowych, część lubi być blisko przyrody i spać w namiociu. Niektórzy napisali, że zakwaterowanie wcale nie jest ważne, a liczą się ludzie, z którymi jesteśmy i oczywiście miejsce, w którym spędzamy czas.
Ja osobiście mam mnóstwo przemyśleń odnośnie do zakwaterowania na wakacjach. Skoncentruję się na Stanach, w których spotkało mnie całkiem sporo niespodzianek i ekstremalnych warunków…
Podczas 30 dni spaliśmy w 12 różnych miejscach. To było doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę 🙂
Uwielbiam podróże samochodem, mogę bez żadnych problemów spędzać wiele godzin w samochodzie (uwierz lub nie, ale moja prawie 3-latka również to lubi 🙂 jednak po dwóch tygodniach ciągłych przeprowadzek i jazdy, i dosłownie skakania z samochodu, namiotu, autobusu szkolnego do pensjonatów i hoteli poczułam, że rozpaczliwie potrzebuję odpoczynku 🙂
Moja córka szybko zaadoptowała się do nowych miejsc, łóżek, ludzi wokół.. myślę, że my bardziej zmęczyliśmy się niż ona 🙂
Spaliśmy praktycznie wszędzie… w hotelach, w namiocie, w pensjonacie, w prywatnych pokojach u zwykłych ludzi, w samochodzie, w samolocie… i nawet… w autobusie szkolnym 🙂 Jedyne czego chcieliśmy unikać to moteli, które zawsze mnie solidnie zniechęcały. Stare wykładziny (aaaapsik!), ciasne pokoje, żadnych sprzętów kuchennych a do tego mocno wygórowana cena (w stosunku do jakości).
I wiesz co?
Bez dwóch zdań, najważniejsi są ludzie. Zaraz potem idzie miejsce 🙂
Jednak jeśli kiedykolwiek będę chciała po prostu zrelaksować się i doładować baterie, na pewno będę potrzebować czystej, przestronnej i wygodnej miejscówy z pełnym dostępem do kuchni i czystej łazienki 😉
Uważam jednak, że warto wypróbować wszystkie możliwe opcje, bo to takie doświadczenie, które wspomina się przez całe życie…
Hotele da się lubić, o ile pokojem hotelowym jest cały apartament 😉 możesz mi wierzyć, da się takie znaleźć w bardzo przystępnej cenie! 🙂
W Las Vegas trzeba się nieco natrudzić, żeby znaleźć coś innego niż hotel. A wybierając hotel musisz mieć oczy szeroko otwarte. Ceny na Stripie mogą być kuszące (np. 40$ w Stratosphere), jednak zazwyczaj nie zawierają podatku (12%), opłaty za udogodnienia (29$ za dobę), a czasem opłaty pobierane są od dzieci poniżej 3 roku życia, nawet jeśli śpią na łóżkach hotelowych.
Mieszkaliśmy w hotelu niedaleko Stripu. Mieliśmy do dyspozycji sypialnię, salon, kuchnię, balkon, pralnię i garderobę… było to idealne miejsce do odpoczynku 🙂 Ze względu na to, że nie był to obiekt położony na Las Vegas Boulevard South (czyli słynny Strip), cena była zdecydowanie niższa.
Spanie w namiocie to świetna zabawa i zarazem mnóstwo do ogarnięcia jeśli jesteś z dzieckiem 🙂
Tysiące razy dziennie pakujesz się i rozpakowujesz, planujesz jak i gdzie rozłożyć swoje rzeczy, nieustannie czegoś szukasz (czasem wieki mijały zanim znalazłam łyżeczkę, mleko czy buta!), przygotowujesz posiłki, sprzątasz swoje rzeczy, żeby nie wabiły za bardzo dzikich zwierząt… i biegasz za dzieckiem, które uwielbia gonić i nie w głowie mu bycie ostrożnym.
Czy spałeś kiedyś pod namiotem w czasie burzy z piorunami i porywistego wiatru? Gdy Twój namiot jest rozbity pod drzewem, lepiej jeśli szybko opuścisz namiot w takich mniej korzystnych warunkach. Nie mieliśmy wyboru i w środku nocy musieliśmy wpakować się do samochodu i tam spędzić noc pod nieco strasznym, wietrznym i burzowym niebem w Utah. Niech żyje przygoda! 🙂
A wiesz co najbardziej mnie demotywowało? 🙂
Ile razy zapytałam moją córkę czy woli spać w łóżku, czy w namiocie, zawsze odpowiadała „w łóżku”.
Co za wygodne dziecko! 🙂
Niemniej jednak nic nie zastąpi niesamowitego widoku czerwonych skał w pobliżu, cudownego gwiaździstego nieba nocą… no i placu zabaw z czerwoną zjeżdżalnią tuż obok namiotu 😉
Nigdy w życiu nie zapomnę świeżego zapachu lasu na kampingu w Wielkim Kanionie. Zapachu, jaki wydzielały drzewa tuż po burzy gradowej nie da się ująć żadnymi słowami.
Najmniej wygodną opcją był nocleg w samolocie. Oczywiście jesli lecisz klasą biznes, możesz rozłożyć swoje siedzenia do pozycji leżącej i zapomnieć o całym świecie. Ale my lecieliśmy klasą tak zwaną ekonomiczną i w locie powrotnym z San Francisco do Londynu, podczas 10-godzinnego nocnego lotu (z kilkugodzinnymi turbulencjami), musieliśmy wcisnąć się w te bardzo wygodne (ciasne!) siedzenia w tym ultragorącym samolocie (klimatyzacja chyba nie działała… albo i nie wyrabiała). Przykro mi, byłam zbyt zmarnowana, żeby strzelić choć jedno zdjecie…
Najlepsza część wyprawy dla mojej córki to zdecydowanie noc… w starym autobusie szkolnym.Moja córcia uwielbia samochody i właściwie wszystko, co ma kółka. Nie posiadała się z radości jak tylko się dowiedziała, że spędzi noc w środku tego fajowego żółtego autobusu. Była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała jej spać aż do 23… oświetlenie ledowe autobusu sterowane pilotem. Bawiła się tym pilotem i przełączała kolorki, dosłownie skacząc z radości za każdym razem kiedy pojawiał się kolor, jaki sobie wybrała… 🙂
Inną ciekawostką tego autobusu był dom, w którym była łazienka i kuchnia, z których mogliśmy korzystać. Bardzo przyjazny jogin (lat 60 plus) robił wszystko, co mógł, żebyśmy tylko poczuli się komfortowo, zaoferował wszystko, co tylko było w kuchni. Kuchnia była ogromna, jak na prawdziwą amerykańską kuchnię przystało, mieściła dosłownie tony jedzenia, niestety nie wszystko nadawało się do spożycia. Udało nam się wyszperać trochę świeżego hummusu i mleko migdałowe, a nasz jogin zaparzył nam amerykańską kawę… 🙂
A taki widok mieliśmy ze stołu, przy którym jedliśmy śniadanie 🙂 Joga o 6.00 🙂
W kolejnym artykule napiszę o tym, jak to jest zamieszkać przez jakiś czas u ludzi na stałe mieszkających w NYC i San Francisco, w pensjonacie, do którego często wpadają misie z lasu, na starym ranczu, w którym nie ma klimy ani wody bieżącej….